Podobno wielodzietni są szczęśliwsi…

Agnieszka Dubiel



– Podobno wielodzietni są szczęśliwsi od innych, wiecie? – rzucam zaczepkę przy kolacji. Po kilku dniach przymusowej kwarantanny (koronawirus w przedszkolu) trzeba być bardzo odważnym, żeby wygłosić taką tezę przy stole pełnym ludzi. Ale czego się nie robi dla swoich Czytelników…

– Kto to powiedział? – docieka natychmiast Panna T., specjalistka od rozbudowanych teorii i dowodów. – Chyba ktoś, kto nigdy w takiej rodzinie nie żył…

– Badania dowodzą – bronię się jej bronią. – Polskie australijskie… Wprawdzie sprzed kilku lat, nie wiem, co by wynikło z badań po tych wszystkich pandemiach i kwarantannach – dodaję szybko, widząc jej wzrok.

– To pewnie zależy, jak definiujemy szczęście – zauważa Panna Ł., która potrafi na każdy problem spojrzeć z co najmniej czterech stron: jednej oczywistej i trzech nieoczywistych. – Bo jeśli szczęściem jest cisza i spokój, to nie, nie są szczęśliwsi.

– Tak po prawdzie w tym towarzystwie tylko ty i ja jesteśmy wielodzietni – zauważa zaczepnie Pan Łyżeczka.

– No właśnie. My wcale nie musimy być szczęśliwi. Zresztą jak zwykle nas nikt nie pyta o zdanie – podsumowuje Panna T., rada, że może pozostać w swoim niezadowoleniu z dużej rodziny.

dzieci

Ja tymczasem pozostaję w niepewności. Test wykonany na niereprezentatywnej grupie siedmiu osób, na dodatek zmęczonej własnym towarzystwem i brakiem alternatywy, nie wypada zbyt pomyślnie. Ale wszystko zależy od definicji. Chwilowe zadowolenie i wygoda przecież nie dają szczęścia. Podobnie pieniądze. Dwie odpowiedzi mamy więc wykluczone zaraz na wstępie. W rodzinie wielodzietnej jesteśmy tak zajęci życiem, że nie starcza nam czasu i energii na błądzenie po ślepych zaułkach.

Myślę trochę nad tym ich powątpiewaniem i zaczynam odkrywać, że mają rację. Bo szczęście nie jest podawane nam na talerzu, porcjami rosnącymi wraz z każdym kolejnym dzieckiem. Szczęście, to przecież nasz wewnętrzny wybór, a okoliczności mogą nam go co najwyżej trochę ułatwić. Skoro jednak w dużej rodzinie wszystkiego jest więcej, to i okazje po temu, by wybrać lepiej, zdarzają się znacznie częściej.

Więcej mamy na przykład okazji, by trenować pogodę ducha. Weźmy na przykład taką łazienkę. Umiejętność spokojnego czekania na własną kolej jest tak bardzo przydatna w życiu, że warto ćwiczyć ją codziennie. Podobnie umiejętność rezygnowania z własnych planów. Nie trzeba kurczowo trzymać się swojej wersji przyszłych zdarzeń. Można tu trochę ustąpić, tam trochę zmodyfikować, gdzie indziej nawet machnąć ręką. Albo odkryć, że pomysł tego drugiego też jest całkiem niezły. Brak przywiązania daje wewnętrzną wolność. I kolejną okazję, by być szczęśliwym z wyboru.

Osobną kategorią jest jeszcze mnogość relacji rosnąca lawinowo wraz z każdym dzieckiem. I możliwość obserwowania tychże relacji rodzących się między dziećmi. Tutaj nie ma miejsca na nudę. Ciągle coś się dzieje, coś zmienia i żyje. Zawsze znajdą się jakieś łapki chcące przytulać oraz jakieś usta gotowe krytykować (w zależności od wieku i nastawienia). Relacje wprawdzie wymagają stałej pracy, ciągłego wysiłku wkładanego w otwarte słuchanie i szczere mówienie, ale ta praca przypomina trochę ćwiczenia na siłowni – im więcej z siebie „wyciśniesz”, tym bardziej efekty ucieszą.

– No to jak to w końcu jest? – nie daję za wygraną. – Są wielodzietni szczęśliwsi czy nie?
Panna Ł. wreszcie traci cierpliwość:

– Dostałaś wczoraj gorącą kawę do ręki? Dostałaś. Przyszłaś dzisiaj na gotową kolację? Przyszłaś. To o co ty jeszcze pytasz?

– Ale z tego wynika, że wystarczyłaby mi do szczęścia tylko jedna córka… – powątpiewam, wywołując oburzenie pozostałych domowników, którzy też kolację przygotowywali.

I tu muszę jeszcze raz wrócić do tego „zależy”. Czy wyobrażam sobie rodzinę z jednym dzieckiem równie szczęśliwą jak nasza? Tak. Albo bardziej, czemu nie. Czy wyobrażam sobie osobę bez rodziny równie szczęśliwą jak my? Tak. Tyle tylko, że my mamy więcej okazji – zarówno do wykorzystania, jak i do zmarnowania. Reszta jest kwestią wyboru.

 

Autorka jest mamą pięciorga dzieci, tłumaczką języka angielskiego. Prowadzi bloga panilyzeczka.manifo.com. Jest również współautorką książki Gdy świat jest domem – blog Sosenki. Gdy dom jest światem – blog Pani Łyżeczki, a także laureatką konkursów literackich.


 

Zdjęcie ilustracyjne/Pixabay.com

 

 

facebook
by e-smart.pl