Czy chcemy iść drogą, z której wycofują się Brytyjczycy?



Szkoły w Wielkiej Brytanii prowadzą bardzo liberalną edukację seksualną dla dzieci. Już rok temu można było usłyszeć o kolejnych planowanych zmianach w programach nauczania tego przedmiotu mających na celu silniejsze eksponowanie zagadnień z zakresu gender i transpłciowości. Materiały edukacyjne przygotowywane m.in. przez określone zewnętrzne organizacje, postulują wprowadzanie szeregu zmian w sposobie funkcjonowania szkół, jak na przykład możliwość korzystania z męskiej lub damskiej szatni czy toalety według własnego wyboru, niezależnie od płci biologicznej. W ostatnim czasie jednak pojawiają się coraz wyraźniej słyszalne głosy sprzeciwu.

Jak donosi portal christian.org.ue, najnowsze wytyczne Departamentu Edukacji (DfE) wprowadzają ograniczenia w prezentowaniu tzw. treści równościowych. Nauczycielom zaleca się stosowanie pewnej równowagi, przedstawianie także opinii przeciwnych, zarówno na tematy polityczne, jak i religijne i związane z moralnością. Przy okazji warto zauważyć, że zgodnie z wyrokami brytyjskich sądów, poglądy na temat rodziny można zakwalifikować do wszystkich trzech tych kategorii, również jako polityczne. Jednocześnie nauczycielom zaleca się, żeby unikali stosowania na lekcji materiałów w rodzaju bajki o „trangenderowym Kopciuszku” Jamie. Nie powinni też sugerować dzieciom, że ich zachowania niepasujące do danego stereotypu płciowego mogą być wynikiem niewłaściwej płci biologicznej. Zaleca się także, aby szkoły nie współpracowały z organizacjami promującymi podobne treści.

Jednak prawdziwą burzę w brytyjskich mediach wywołało stanowisko brytyjskiej Minister ds. Kobiet i Równości, które – choć jeszcze dość ostrożne – nie spodobało się wielu organizacjom zajmującym się tzw. równością.  Przede wszystkim swoim rozporządzeniem zablokowała ona możliwość zmiany płci przez osoby dorosłe bez konieczności konsultacji lekarskich. Ponadto postanowiła, że organizacje promujące zagadnienia z zakresu „rzeczywistej płci” nie będą mogły prowadzić zajęć w szkołach.

Jak donosi portal vaticannews.va: „Minister Liz Truss przypomniała, że prowadzone w brytyjskich szkołach przez wolontariuszy transgender zajęcia, które wielu nauczycieli otwarcie określało mianem indoktrynacji, sprawiły jednak, że w ciągu minionych lat znacząco wzrosła liczba dzieci proszących o zmianę płci. W 2014 r. było to 697 przypadków, a trzy lata temu, skąd pochodzą ostatnie oficjalne dane, 2016. Stąd decyzja minister ds. równości o wyłączeniu z programu edukacji stowarzyszeń genderowych, które do tej pory swobodnie prowadziły w szkołach zajęcia.”

Okazuje się, że prowadzona polityka uświadamiania małych dzieci co do istnienia innej płci niż biologiczna oraz sugerowania im, że mogą mieć inną „płeć rzeczywistą”  – spowodowała w Wielkiej Brytanii zaburzenia u niektórych dzieci. Jeśli bowiem dziewczynka wolała na przykład nosić spodnie czy bawić się narzędziami, należało ją obowiązkowo pouczyć o istnieniu zaburzeń płci, co w rzeczywistości wytrącało ją z równowagi psychicznej.

Ostatnie działania wycofujące się z tego typu aktywności doceniają zarówno nauczyciele, jak i rodzice od dawna walczący o swoje prawa. Również konserwatywne organizacje  w Wielkiej Brytanii dostrzegają ich pozytywne skutki, chociaż uważają je za mocno spóźnione i dalece niewystarczające.

Tymczasem część polskich samorządów, często przy sprzeciwie rodziców, usiłuje tzw. edukację równościową  (pod różnymi nazwami) wprowadzać do polskich szkół. 

(AD)

 


(Źródło: niezależna.pl, vaticannews.va, conservativewoman.co.uk, spectator.co.uk, christian.org.uk)

 


Zdjęcie ilustracyjne/Pixabay.com

 

facebook
by e-smart.pl