Zawsze można zacząć od… wysmażenia powideł
Agnieszka Dubiel
Od kilkunastu lat opisuję życie naszej rodziny jako Pani Łyżeczka. Pseudonim jest bajkowy, ale życie prawdziwe.
Dostaliśmy dwie skrzynki śliwek. W niedzielny wieczór Pan Łyżeczka wniósł je do domu i postawił przy drzwiach. Natychmiast zapachniało resztkami lata i słońcem. I śliwkami właśnie.
Siedziałam potem tarasie, jak już wiele razy w tym roku i rozcinałam słodkie owoce. Pestki do małej miseczki, miąższ do garnka. Czasem w zapomnieniu trafiałam na odwrót, co natychmiast wywoływało wybuchy śmiechu dzieci, które zamiatając liście, bacznie mnie obserwowały. Myślałam o osobie, która nam je podarowała. O tym, że jest dobra i życzliwa. Że na pewno słońce przeświecało przez jej piękne włosy tak samo, jak przez gałązki drzewka, gdy tak stała w sadzie w niedzielne popołudnie i zrywała dla nas owoce. I że cieszyła się tym jasnym letnim dniem. Ja też się cieszyłam, że przyjmując śliwki mogłam sprawić jej trochę radości.
Teraz już bulgoczą spokojnie w garnkach, mieszane raz po raz drewnianą łyżką. I koniecznie bez cukru. Bo szykowanie przetworów uczy nas mądrego czekania. Najpierw trzeba wyczekać aż owoce będą wystarczająco dojrzałe, by sama ich słodycz wystarczyła. Niestety, słodzone powidła, to już jednak nie to. Potem trzeba je długo wysmażać, powoli, na małym ogniu, żeby straciły nadmiar wody i nabrały smaku. Tutaj bardzo chętnie pomaga Kawaler S. Nie dlatego, żeby mieszanie w garnku było specjalnie pasjonującą pracą, ale dlatego, że zawsze może trochę powyjadać.
– Najlepsze są te wysmażone skórki – mruczy zadowolony.
Potem jeszcze następuje mycie słoików, pakowanie powideł, zakręcanie, gotowanie. Te wszystkie dziwne czynności, które ludzie żyjący w klimacie umiarkowanym mają zakodowane głęboko w genach. Latem trzeba narobić zapasów, aby przetrwać zimę. I nie ma specjalnie znaczenia, że przecież wszystko możemy kupić w sklepie przez cały rok. Możemy. Ale rytuał wkładania przetworów do słoików i zanoszenia ich do piwnicy przywraca w nas równowagę i sprowadza spokój.
Jako matka karmiąca swoich domowników lepiej czuję się z myślą, że w razie gdyby nas ciężkie śniegi zasypały po dach, ostatecznie nie umrzemy z głodu. Jeśli jednak żadna katastrofa do wiosny nie nastąpi i tak będzie przyjemnie zajrzeć do słoika pełnego zapachów lata i uśmiechu koleżanki, która śliwki w sadzie zrywała.
Mamy jeszcze jeden rytuał, taki bardziej nowożytny. Naszych zapasów pilnuje Harry Potter. Dlaczego? Bo stoją w piwnicy pod schodami, czyli tam, gdzie Harry mieszkał u niedobrego wujostwa, zanim wyniósł się do szkoły dla czarodziejów. Z losów biednego chłopca pamiętam mniej więcej tyle, ale mam przynajmniej satysfakcję, że u nas by nie głodował. Kiedy więc należy przynieść coś z piwnicy, każdy rozumie prośbę w rodzaju „poproś Harrego Pottera o słoik przecieru”. Albo „idź, przynieś makaron, Harry go pilnuje”. Kto wie, może mieszkając wśród naszych zapasów nie uciekłby na koniec świata i nie skończył jako czarodziej? Może poszedłby do zwykłej szkoły handlowej i został kierownikiem magazynu?
Ale wracając do powideł. Stoją na półkach i czekają. Na te zimowe dni, gdy będzie nam się marzyło lato i ogród, i owoce. Na te chwile samotności, gdy zechcemy wspomnieć życzliwą koleżankę. Najwytrwalsze z zapraw muszą doczekać aż do Wielkanocy. Bo tutaj właśnie tkwi cały sekret. Wielkanocny mazurek z kajmakiem wymaga warstwy powideł śliwkowych. Takich właśnie swoich, niesłodzonych, czekających od poprzedniego roku. Nie ma lepszego rozwiązania, choć wielu już próbowaliśmy.
I dlatego właśnie te równo ustawione słoiki pełne dziwnych zawartości uczą nas przede wszystkim cierpliwości. Cierpliwości i czekania. Na właściwy czas, na okoliczności, na osoby. Potrzebuję tego ja jako najbardziej nerwowa matka świata. Ale potrzebują także dzieci, które chłoną przez skórę smaki, zapachy, zwyczaje i rytuały. Jeśli kiedyś się pogubią, jeśli nie będą wiedziały, co w życiu zrobić, zawsze mogą zacząć od wysmażenia garnka powideł. Wtedy wszystko się poukłada.
Autorka jest mamą pięciorga dzieci, tłumaczką języka angielskiego. Prowadzi bloga panilyzeczka.manifo.com. Jest również współautorką książki Gdy świat jest domem – blog Sosenki. Gdy dom jest światem – blog Pani Łyżeczki, a także laureatką konkursów literackich.
Zdjęcie ilustracyjne/Pixabay.com