„Weź nie pytaj, weź się przytul…”
dr Paulina Michalska
Niezależnie od tego ile masz dzieci, w jakim wieku, w jakiej kondycji (zdrowe, przewlekle chore czy niepełnosprawne) – budujesz z nimi więź. I to więź tak silną, że większość z nas chyba nie do końca jest świadoma jej ogromu. Budujesz ją codziennie, dwadzieścia cztery godziny na dobę, cały rok, całe życie. Może brzmi to nieco patetycznie, ale tak w rzeczywistości jest, czy zdajesz sobie z tego sprawę czy nie.
Bycie kobietą i mamą nieraz zaskakuje mnie nieoczekiwanymi przebłyskami wzruszających myśli. Czy zdarza się wam przyłapać na tym, że siedzicie razem przy stole, wszyscy opowiadają, co się u nich wydarzyło w ciągu dnia, ktoś coś rozlewa, ktoś opowiada dowcip, ktoś marudzi, że czegoś nie lubi…, a wam nagle przychodzi do głowy myśl: „jak to dobrze, że mamy siebie, że każdy z nas ma komu opowiedzieć, jak mu minął dzień”? Albo patrzysz jak wszyscy krzątają się nerwowo w przedświątecznej bieganinie i łapiesz się na tym, że właściwie niepotrzebne te nerwy, że najważniejsze, że wszyscy jesteście razem, macie dach nad głową, macie z kim przeżyć te święta i nieważne, czy na stole będzie dwanaście potraw czy tylko śledź i pierogi? Jestem pewna, że każda mama choć raz w życiu tego doświadczyła.
O emocjach i przemyśleniach ojców w tym temacie pewnie lepiej, gdyby wypowiedział się mój mąż, ale po tylu latach małżeństwa wiem, że jemu także zdarza się mieć takie chwile refleksji. Na przykład – widząc trudne doświadczenia innych rodzin, problemy, z którymi się zmagają, a których my w danej chwili nie doświadczamy – zdarza mu się napomknąć, że powinniśmy bardziej doceniać to, co mamy…
Czasem po bardzo ciężkim dniu lub tygodniu siadamy sobie na ganku przy herbacie lub lampce wina i dziękujemy za to, co mamy. Obiecujemy sobie, że będziemy mniej narzekać, a więcej dziękować. I wtedy wracają do nas słowa refrenu piosenki Pawła Domagały: Weź nie pytaj, weź się przytul… Może nie znikają od tego problemy, ale od razu robi się jakoś raźniej, łatwiej, czujemy, że damy radę przejść razem przez to wszystko, co jeszcze nas czeka.
Więzi miedzy małżonkami, między dziećmi a rodzicami, między rodzeństwem, szczególna atmosfera domu rodzinnego są tym, co daje siłę nam wszystkim do codziennych zmagań. Świadomość, że w domu jest ktoś, kto wysłucha, zrozumie, czasem pocieszy, wesprze radą jest jak balsam. Tu jest nasza oaza, tutaj wiemy, że nikt nas nie skrzywdzi, nie odbierze resztek nadziei. Tu zawsze znajdzie się ktoś, kto przytuli, nie pytając o nic.
Być może rodzice nastolatków mogą w tym momencie pomyśleć: „tak, jasne… może dziesięć lat temu tak było… ale teraz, to już nie jest ten słodki bobas, który przybiegał z buziakiem na powitanie”. Głęboko jednak wierzę, ba! jestem pewna, że nadal jest. Że zbuntowany nastolatek tak samo jak przedszkolak chce być przytulony, zrozumiany lub jak mawiają młode mamy „ojojany”. Czasami jego bunt jest tak naprawdę wołaniem o uwagę, o miłość, o obecność. Jeśli przebijemy się przez tę skorupę pozornej obojętności czy niekiedy wręcz wrogości, znajdziemy jakiś sposób, by zbliżyć się na nowo do naszego dorastającego dziecka, wejdziemy w świat jego zainteresowań, to jestem pewna, że kiedyś przyjdzie i tak zwyczajnie przytuli się do nas, zrzucając z siebie wszystko, co mu ciąży.
Kiedy stuknie mi pięćdziesiąt lat… – śpiewa w tej piosence Domagała… Zatem, „kiedy stuknie mi pięćdziesiąt lat” i może będę już teściową albo babcią, to bardzo chciałabym nadal być kimś ważnym w życiu moich dzieci. Oczywiście, nie najważniejszym, ale nadal kimś, z kim można porozmawiać o wszystkim, pomilczeć, popłakać razem, poświętować sukcesy, a nawet pojechać wspólnie w góry. Chciałabym być dla moich dzieci kimś, kto zawsze jest gotów „przytulić i nie pytać” i chciałabym, żeby one o tym wiedziały.
Autorka z wykształcenia jest kulturoznawcą i fizykiem medycznym. Pracuje z małżeństwami, które pragną mieć dzieci jako instruktor Creighton Model System – głównego narzędzia NaPROTechnology®. Jest mamą pięciorga dzieci i pasjonatką podróżowania.
Zdjęcie ilustracyjne/Pixabay.com