Ulubione animacje – podróż sentymentalna
Anna Magdalena Andrzejewska
Od lat 90. XX w. przeżywamy istny zalew różnego rodzaju animacjami. Są to obrazy lepsze, gorsze, mądrzejsze i głupsze – dla każdego coś miłego. Do dziś pamiętam, jak rozpłakałam się w kinie na premierze „Króla Lwa”. Pozwolę sobie tutaj na podróż sentymentalną i przywołanie moich ulubionych animacji z wczesnego dzieciństwa, obecnie często niesłusznie zapomnianych.
Za ojca pełnometrażowej komercyjnej animacji rodzinnej uznaje się Walta Disneya. To jego pomysły ukształtowały animację światową. Sukcesy Disneya w dziedzinie bezpretensjonalnych animacji dla każdego zapoczątkował krótkometrażowy film „Parowiec Willie” (Steamboat Willie, 1928) z Myszką Miki w roli głównej. Pomimo że władze komunistyczne obecność filmów Disneya na polskich ekranach uważały za smutną konieczność, doceniano ich kunszt, co pozwoliło, aby towarzyszyły mi i moim rówieśnikom. Najstarsza pełnometrażowa animacja „Królewna Śnieżka i siedmiu krasnoludków” z 1937 r. była znana i uwielbiana przez wszystkie dzieci, a płyta z nagraniem piosenek z tego filmu, z tekstami Mariana Hemara, stoi na mojej półce z winylami do dziś. Ale akurat animacji Disneya nie trzeba przypominać – nawet te najstarsze cieszą się wciąż popularnością. Do moich ulubionych animacji amerykańskich okresu dzieciństwa należą także „Looney Tunes i Merrie Melodies” z kanarkiem Tweety’m na czele oraz „Tom i Jerry”.
Animacje, które ze względów politycznych znacznie częściej pojawiały się najpierw na czarno-białym, a następnie kolorowym ekranie to bajki rosyjskie. Najbardziej popularne, jak „Wilk i zając”, były stałym bywalcem polskich domów. Jednak moje ulubione to „Konik Garbusek” z 1947 r. (w nowszej II wersji z 1975 r.) i „Wasylisa Pięknolica” z 1977 r. Rosyjska ludowość, inność, kolory i humor tych animacji sprawiały, że zawsze oglądałam je z wypiekami na twarzy. Z równą fascynacją, nie dalej jak miesiąc temu, oglądałam „Konika Garbuska” wraz z synem.
Wśród ważnych dla mnie animacji, których jednak także nie trzeba przypominać, jest film z 1978 r. „Był sobie człowiek”, czyli pierwszy film z wciąż popularnej francuskiej serii „Było sobie…”, oraz kolejny z tej serii „Było sobie życie”. Skoro już mowa o bajkach francuskich, nie mogę pominąć filmów z serii „Asterix i Obelix”. Ciekawe, czy ktoś jeszcze pamięta serial „Biały delfin Um”…
Wśród bajek spoza granicy, ze szczególnym sentymentem wspominam trzy tytuły japońskie. Pierwszy to „Przygody Sindbada żeglarza”, który oglądałam jeszcze w przedszkolu, a drugi to moja ukochana dobranocka z okresu szkoły podstawowej „Bajki japońskie” z zielonym smokiem i chłopcem siedzącym na jego grzbiecie w tle. No i trzeci – kultowa „Pszczółka Maja”, którą dzieci oglądają do dziś.
Cudownym obrazem był hiszpański serial animowany „Don Kichote” z wpadającą w ucho i pamięć piosenką tytułową wykonaną przez Symfoniczną Orkiestrę RTVE oraz grupę dzieci Botones.
Nie mogę nie wspomnieć animacji węgierskich, z których najbardziej lubiłam „Latającego zajączka” i czechosłowackich, gdzie królowali „Chłopiec z plakatu”, „Krecik” i „Sąsiedzi”.
Na koniec oczywiście zostawiłam polskie animacje. Przyznam, że nie wszystkie kultowe były moimi ulubionymi. „Reksio”, „Miś Uszatek”, „Dziwny świat kota Filemona”, „Lis Leon” czy „Bolek i Lolek” (poza filmami pełnometrażowymi – „Bolek i Lolek na dzikim zachodzie” oraz „Wielka podróż Bolka i Lolka”) były bo były, jak nie było nic innego. Za to takie tytuły jak: „Baltazar Gąbka”, „Opowiadania Muminków”, „Ferdynand Wspaniały”, „Proszę słonia”, „Przygody Koziołka Matołka” i „Przygody błękitnego rycerzyka” oglądam z przyjemnością do dziś.
Wszystkich ważnych tytułów po prostu nie da się wymienić. „Rumcajs”, „Zaczarowany ołówek”, „Pomysłowy Dobromir”, „O czym szumią wierzby” – to podróż sentymentalna bez końca, lecz sprawia, że na sercu robi się ciepło. Na dodatek okazuje się, że powrót do tych tytułów jest bardzo atrakcyjny także dla współczesnych dzieci. Można je razem obejrzeć, przeżyć i ożywić wspomnienia.
Autorka jest socjologiem – familiologiem (specjalista ds. rodziny), trenerem, działaczką na rzecz rodziny, jedną z głównych inicjatorów oraz współzałożycieli Związku Dużych Rodzin „Trzy Plus”, była Pełnomocnik Ministra Sprawiedliwości ds. Konstytucyjnych Praw Rodziny.
Zdjęcie ilustracyjne/Pixabay.com