Przekraczać własny Rubikon
Joanna Blumczyńska
Każdy z nas ma granice, których lepiej nie przekraczać, ale także takie, które trzeba przekroczyć, by dotrzeć w głąb samego siebie. Innymi słowy każdy ma swój własny Rubikon.
Rodzina jest miejscem, gdzie stajemy wobec siebie takimi, jakimi jesteśmy. Po powrocie z pracy odwieszamy na wieszak wraz z płaszczem nasze służbowe uśmiechy, napięcie, ostrożność. W domu w końcu możemy być swobodni, nie musimy się obawiać kolejnej uwagi szefa, że dzisiejsze sprawy trzeba dopiąć „na wczoraj”. Niekiedy inaczej – pozawalamy sobie na refleksje typu: dziś był dobry dzień, dałem radę, cierpliwie wypełniłem kolejne zadania. Ale gdybyśmy mieli za dużą pokusę wyobrażania sobie nierealistycznej idylli albo zbyt daleko idącego samouwielbienia związanego z sukcesem, jaki osiągnęliśmy, to „z pomocą” przychodzą nasze… dzieci. Wyobrażenie o sobie jako o chodzącym ideale jest w stanie w oka mgnieniu rozpaść się jak domek z kart. Wystarczy kolejna nie do opanowania, niezrozumiała awantura między nimi, zaczepki czy nieposłuszeństwo. I wówczas przekraczamy… Rubikon.
Jeżeli naprawdę chcemy poznać siebie, to trzeba tę granicę przejść. Wejść na dobre w życie w rodzinie, w codzienność. Wówczas nasze wyobrażenia o sobie szybko zostaną zweryfikowane przez rzeczywistość. Ta droga jest jednak jednokierunkowa i powrotu już nie będzie. Ale poszerzy nasze horyzonty. Bardzo cenna będzie, na przykład, obserwacja zachowań naszych dzieci, które tak często są kalką naszych własnych. Być może okaże się, że wcale nie mamy tyle cierpliwości, ile myśleliśmy? A może nie potrafimy słuchać? A może tak naprawdę mamy inne plany niż zajmowanie się teraz własnymi dziećmi? Taka prawda o nas samych może boleć, ale dopiero wówczas, jak się ją pozna, można zacząć coś zmieniać. I rodzina daje nam właśnie taką szansę. Szansę na rozwój. Jeśli tylko zechcemy.
Na przykład doświadczenie bezsilności w kontakcie z naszymi dziećmi, uświadamia własne ograniczenia, ale i daje podpowiedź, nad czym pracować. Dzieci dają nam, rodzicom, konkretną receptę. Pytanie tylko, czy zechcemy ją zrealizować? Wychowujemy je, ale i one nas mimochodem „wychowują”. Aby to dostrzec, potrzebna jest pokora, która rodzi się powoli. Podobnie jest z małżonkami. Oboje świadomi, że podjęli się założenia rodziny i trwania w niej, mogą nieustannie uczyć się miłości, pomimo zmiennych emocji. Bo takiej miłości trzeba się uczyć. Każdy dzień kształtuje, codzienne doświadczenia uczą, człowiek powoli się zmienia. I miłość w rodzinie nabiera innych barw, dojrzewa nieustannie.
Przekraczanie siebie w rodzinie jest konieczne, na przykład, by przebaczać; wychodzić z pomocną dłonią, kiedy nie ma się na to ochoty; czasem godzić różne temperamenty jej członków; ofiarowywać swą wolność, by móc uczyć innych z niej korzystać; służyć pomocą, nawet kiedy brakuje sił… Dopiero bowiem czyny weryfikują deklarowaną miłość.
Autorka jest z wykształcenia farmaceutką, a także absolwentką Podyplomowego Studium Rodziny w Poznaniu. Współinicjatorką i jedną z koordynatorek akcji Twoje Dziecko – Wielka Sprawa. Ma pięcioro dzieci.
Zdjęcie ilustracyjne/Pixabay.com