„Dziennik Zachodni”: kilkadziesiąt psów i kotów odebrało TOZ w asyście policji z hodowli w Rybniku-Boguszowicach; akcja trwa

„Dziennik Zachodni” – Rybnik-Boguszowice – psy – koty – hodowla – warunki – TOZ – interwencja 37 psów – yorków, chihuahua i amstafów – oraz 8 kotów odebrali wczoraj po południu wolontariusze bytomskiego Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami w asyście policji, strażaków, lekarza weterynarii oraz urzędników magistratu z hodowli w Rybniku-Boguszowicach. Akcja trwa – ewakuacji wymaga dalszych kilkadziesiąt zwierząt. W jednorodzinnym domu przy ulicy Rejewskiego przebywało ich około 80. Gazeta regionalna „Dziennik Zachodni” pisze, że psy przetrzymywane były w fatalnych warunkach, brodziły we własnych odchodach. Mieszkańcy posesji odmówili wpuszczenia interweniujących. Policja weszła z użyciem siły. Kilku proszonych lekarzy weterynarii z Rybnika, słysząc nazwisko właścicielki hodowli, odmówiło przyjazdu. Telefon powiatowego lekarza weterynarii milczał. Specjalista, który dokonał oględzin i stwierdził, że warunki bytowania zwierząt są niewłaściwe – zagrażają ich życiu i zdrowiu – przyjechał z sąsiedniego miasta – Pszowa. Oficer prasowa rybnickiej policji, starszy aspirant Bogusława Kobeszko poinformowała, że wśród odebranych wczoraj psów znajdowały się szczeniaki oraz suki karmiące. Przekazała, że policjanci ustalili, iż opiekunami psów i kotów są kobiety w wieku 32 i 54 lat oraz 56-letni mężczyzna. Odebrane im zwierzęta trafiły do okolicznych schronisk. Bogusława Kobeszko poinformowała, że śledczy z Boguszowic ustalają, czy w hodowli przy ulicy Rejewskiego dochodziło do znęcania się nad zwierzętami. Przypomniała, że za to przestępstwo grozi kara do 3 lat więzienia. „Dziennik Zachodni” pisze, że mieszkający wokół posesji ludzie od lat apelowali do różnych instytucji i organizacji, by rozwiązać problem hodowli. Skarżyli się na odór i hałas. Alarmowali, że psy – czy upał, czy mróz – nie opuszczają klatek z blachy. Podkreślali, że te psy nie wyją, ale dosłownie płaczą, jak dzieci. Mieszkańcy odbijali się jednak od ściany. O pomoc zwrócili się do „Dziennika Zachodniego”. Jego dziennikarka, autorka artykułu, Barbara Kubica-Kasperzec powiedziała, że nad sprawą dziennikarze „Dziennika Zachodniego” i portalu rybnik.com.pl pracowali wspólnie przez blisko trzy tygodnie. „Od razu po tych sygnałach od mieszkańców przystąpiliśmy do pracy – dzwoniliśmy do wszelkich instytucji: urzędów miast, organizacji prozwierzęcych, Straży Miejskiej, Policji z pytaniem, jak można i zwierzętom i sąsiadom pomóc” – podkreśliła. Barbara Kubica-Kasperzec dodała, że dziennikarze nie wiedzieli, że do interwencji na terenie posesji w Rybniku przygotowuje się także bytomski oddział Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami. Tę organizację zaalarmowała pani, która kilka dni wcześniej próbowała kupić psa z hodowli przy ulicy Rejewskiego. „Zostałam wpuszczona tylko do przedsionka w drugiej części domu. Mimo to, w środku było brudno, czuć było odór. Pani przyniosła mi pieska, który już na pierwszy rzut oka wydawał się chory i był brudny od odchodów (…). Kupowałam już wcześniej psa z hodowli. Widziałam jego matkę, która biegała mi pod nogami, widziałam jej książeczkę zdrowia, spisałam umowę. Tutaj nic nie było tak, jak powinno” – relacjonuje Patrycja Morkis. Wolontariusze TOZ, którzy – jak podkreślili – podejmują interwencje non stop, powiedzieli „Dziennikowi Zachodniemu”, że to, co zobaczyli podczas interwencji w Boguszowicach – jak ujęli – przechodzi ludzkie wyobrażenie. IAR/Informacyjna Agencja Radiowa/dziennikzachodni.pl & rybnik.policja.gov.pl/d jl/i wz/w dwi/

facebook
by e-smart.pl