„Dziennik Bałtycki”: Kapitan J. Latała: należy zmienić prawo tak , by mniejsze jednostki nie wpływały na wody portowe
„Dziennik Bałtycki” – kapitan J. Latała – Gdańsk – port – wypadek – łódź – ofiary – prawo Prezes Żeglugi Gdańskiej, kapitan żeglugi wielkiej Jerzy Latała w rozmowie z gazetą regionalną „Dziennik Bałtycki”, wskazał konieczność wprowadzenia w prawie zmian, które zamknęłyby mniejszym jednostkom dostęp do wód portowych. Powiedział, że na Motławie panuje chaos. Postuluje, aby policja wodna częściej kontrolowała jednostki na tej rzece. Jerzy Latała podkreślił, że płaskodenna łódź z turystami Galar Gdańsk, która w sobotę uległa wypadkowi, w ogóle nie powinna się była znaleźć na Kanale Kaszubskim. Z 14 osób , które były na pokładzie łódki, cztery zginęły, a dwie zostały ranne. Zdaniem śledczych 19-letni sternik łodzi nie zachował ostrożności, niewłaściwie obserwował sytuację i nie ustąpił pierwszeństwa zespołowi holowników i statkowi. Wbrew zwyczajowemu obowiązkowi uzyskania od pilota zespołu holowników zgody na przepłynięcie, ignorując sygnały alarmowe, wbrew obowiązkowi postoju, wpłynął w strugę śrubową holownika. To spowodowało niekontrolowane przemieszczenie się łodzi, utratę stateczności i jej wywrócenie. Kapitan Jerzy Latała wyjaśnił w rozmowie z „Dziennikiem Bałtyckim”, że na wodach portowych, które na Motławie rozpoczynają się od Zielonego Mostu, odbywa się ruch dużych statków, co jest groźne dla małych jednostek. Powiedział, że mniejsze jednostki powinny pływać tam, gdzie to jest dla nich bezpieczne, a więc po drugiej stronie mostu, na wodach śródlądowych. „Osoby bez jakiejkolwiek wiedzy na temat zasad, jakie należy przestrzegać na wodzie, pływają [wypożyczonymi] kajakami po Motławie, a nawet dalej. Spotykałem rowery wodne na wysokości stoczni, Kanału Kaszubskiego… Widziałem, jak babcia z wnuczkiem pedałowała, a obok przepływały ogromne statki. Przecież to jest sprzeczne ze zdrowym rozsądkiem i poczuciem elementarnej odpowiedzialności za życie własne i drugiej osoby. Statek, gdy się obraca i pomaga sobie śrubą, wywołuje falę, która dla łódki czy roweru wodnego, jest jak tsunami” – powiedział Jerzy Latała. Prezes Żeglugi Gdańskiej dodał, że czas także uregulować zasady dotyczące bezpieczeństwa dla mniejszych jednostek pływających. Wyjaśnił, że jednostki, które zabierają na pokład do 12 osób, nie są statkami pasażerskimi i obowiązują je mniej restrykcyjne przepisy między innymi co do konstrukcji łodzi. „Statek pasażerski, zabierający więcej niż 12 osób, oprócz kamizelek ratunkowych musi też mieć na wyposażeniu środki do ratowania zbiorowego, czyli m.in. pływaki, tratwy. Mogą one uratować życie wtedy, gdy do wody wpadnie osoba bez kamizelki. Mniejszych jednostek te reguły nie obowiązują. W tym względzie panuje duża dowolność, a nawet wolna amerykanka” – powiedział Jerzy Latała. Kapitan zwrócił także uwagę na braki w kompetencjach załóg mniejszych jednostek. Wyraził przekonanie, że „kwalifikacje ludzi, którzy kierują tymi mniejszymi jednostkami, są marne. Są to raczej ludzie przyuczeni, a nie wyuczeni do wykonywania zawodu. Oni mają nikłą wiedzę na temat ruchu na wodzie, prowadzenia akcji ratowniczych czy łączności”. „Przypuszczam, że osoba odpowiadająca za manewry holownika ostrzegała na kanale portowym, że manewruje. Inne jednostki powinny prowadzić nasłuch i obserwacje, i dostosować się do sytuacji. Gdy holownik wykonuje manewry, muszą się zatrzymać. To są dość oczywiste zasady. Być może załoga galara nie miała w tej dziedzinie odpowiedniej wiedzy i doświadczenia. Nie wiem, czy galar w ogóle miał łączność. A jeśli miał, to czy dało się na jego pokładzie prowadzić nasłuch” – powiedział „Dziennikowi Bałtyckiemu”. Jerzy Latała podkreślił, że „po to są właśnie zasady, a także łączność i kwalifikacje załogi, aby bezpiecznie poruszać się na wodzie w tego typu sytuacjach”. IAR/Informacyjna Agencja Radiowa/dziennikbaltycki.pl/d jl/w dw