Co znaczy inwestować w dzieci?
Joanna Blumczyńska
Doświadczenie, umiejętności, wartości wyniesione przez dzieci z domu rodzinnego, jeśli są dobre, ubogacają nie tylko je same, ale również całe społeczeństwo. Zdrowe relacje, chęć współpracy, otwartość na drugiego człowieka etc. są dziś bezcenne, a wynosi się je przecież z domu.
Przez lata dziecko podlega procesowi wychowania, czyli jego rozwój jest ukierunkowywany przez dorosłych. Co potem? Dorosłe życie staje się wielkim sprawdzianem, drogą interdyscyplinarną. Czasem łączenia faktów, wyciągania wniosków, działania i ponoszenia konsekwencji. Wszystko to będzie mogło przebiegać w miarę bezproblemowo, jeśli wcześniej „zainwestowaliśmy” w dzieci, nie tylko rozwijając u nich tzw. kluczowe kompetencje, ale również wewnętrzną dyspozycyjność bycia dla innych, dostrzegania problemów innych oraz chęci i gotowości do pracy nad sobą. To właśnie taki kierunek rozwoju naszych dzieci może w przyszłości zaowocować ich największą osobistą satysfakcją. Co więcej, taki sposób kierowania ich wychowaniem może sprawić, że realne i odczuwalne stanie się ich pozytywne zaangażowanie w relacje z innymi, w tym z nami rodzicami.
Nie bez znaczenia w kształtowaniu takich kompetencji społecznych u dzieci jest liczba osób w rodzinie. W rodzinach wielodzietnych widać to bardzo dobrze. Mnogość możliwych interakcji jest ogromna. Codzienne ścierają się też ze sobą różnorakie pomysły – czasem do granic wytrzymałości całej rodziny. Co ciekawe, istnieje nawet wzór wyrażający zależność wzajemnych interakcji a liczbą członków rodziny (można go znaleźć w książce Józefa Rembowskiego Więzi uczuciowe w rodzinie, Warszawa, 1972): x=(y2-y):2, gdzie „x” – to liczba interakcji, a „y” – liczba osób w rodzinie. I tak, wraz ze wzrostem liczby członków – automatycznie rośnie wielość wzajemnych interakcji. Wynika z tego, że nauka relacji międzyludzkich jest najpełniejsza w dużej rodzinie. To po prostu samo życie – rodzinne życie – i jego wspaniałe bogactwo. Piękne, niełatwe, często doceniane dopiero po czasie. Nie do przecenienia.
Może więc największym darem, jaki można dać swojemu pierwszemu dziecku jest rodzeństwo?
I jeszcze jedno. Dobrze, kiedy uczeń przerasta mistrza. Dobrze, kiedy dzieci przerastają swoich rodziców, i nie tylko w sensie dosłownym, np. o głowę. Ale do tego potrzebują nas, rodziców, naszego codziennego życia, które będzie przepełniał duch miłości, przebaczenia, zaangażowania we wspólne rodzinne plany. One uczą się poprzez naśladowanie. Już od pierwszych miesięcy życia powtarzają najpierw nasz uśmiech, potem słowa, gesty, aż w końcu… nawet nasze niedociągnięcia. Jesteśmy przewodnikami. Życia w rodzinie nie da się nauczyć, pozostawiając dzieci same sobie, aby wybierały, to co im się podoba. Doświadczanie codzienności bez nas rodziców, może przerodzić się w pragmatyczną, ale jednak niepełną drogę rozwoju. W końcu ludzką pokusą jest „karmienie” własnego ego. Bez mądrego ukierunkowania zatem, nagle możemy obudzić się w rodzinie zatomizowanej, w której każdy żyje swoim życiem.
Autorka jest z wykształcenia farmaceutką, a także absolwentką Podyplomowego Studium Rodziny w Poznaniu. Współinicjatorką i jedną z koordynatorek akcji Twoje Dziecko – Wielka Sprawa. Ma pięcioro dzieci.
Zdjęcie ilustracyjne/Pixabay.com