Certyfikat Mamy i Taty - Film La La Land (2016)

Mariusz Kata

Kiedy miesiąc po amerykańskiej premierze La La Land pojawił się w polskich kinach, nie przypuszczałem, że w ciągu zaledwie kilku tygodni zaliczę aż siedem seansów! Taką frekwencją z moim udziałem cieszyły się jedynie Gwiezdne wojny, Indiana Jones, Dawno temu w Ameryce czy Cinema Paradiso. Oczywiście, po wiele filmów sięgałem kilka razy, ale oglądałem je wtedy na małym ekranie. Kiedy teraz o tym myślę i patrzę na powyższy zestaw, to dochodzę do wniosku, że dzieje się tak za sprawą muzyki, która jakoś rezonuje z najgłębszymi zakamarkami mojej duszy. Następnym etapem było markowanie śpiewania tych wszystkich piosenek, potem ściągnięcie nut na fortepian i dopiero po dwóch latach brzdękania, a właściwie po wysłaniu wysłużonego elektrycznego pianina do serwisu, stwierdziłem, że już się dość nagrałem! Uff… Właściwie ten osobisty wstęp mógłby stanowić dobrą zachętę do obejrzenia filmu, ale obawiam się, że nawet twarde argumenty z prywatnego życia, mogą okazać się niewystarczające… A więc, o czym jest ta bajka?

Mia (Emma Stone) pragnie zostać aktorką, chodzi na castingi, mieszka wspólnie z przyjaciółkami, które również chodzą na podobne przesłuchania i w miejsca, w których należy bywać. Póki co jednak, pracuje w kawiarni na terenie wytwórni i z zazdrością spogląda na aktorki, które ten etap mają już za sobą. Sebastian (Ryan Gosling) pragnie zostać pianistą jazzowym i otworzyć własny klub, ale wypiera fakt, że tradycyjny jazz jest już passé. Tymczasem, aby się utrzymać, musi przygrywać proste znane piosenki do przysłowiowego kotleta. Przypadkowe spotkanie bohaterów w otwierającej film scenie na zakorkowanej autostradzie w Los Angeles nie zapowiada wybuchu wielkiego uczucia, ale w końcu ich ścieżki znów się splatają, a miłość, która się rodzi, dodaje im skrzydeł. Wzajemnie się motywują, aż wkrótce ciężka praca przynosi efekty. Jednak skupienie się na karierze nie pozostaje bez wpływu na ich związek…

Reżyser inteligentnie, ale z wyczuciem, wymieszał ze sobą wiele konwencji i gatunków. Nawet nieznacznie wyrobiony kinoman dostrzeże nawiązania do legendarnych hollywoodzkich musicali. I choć to w gruncie rzeczy bardzo prosta historia o miłości, wraz z upływem czasu uświadamiamy sobie, że życie niekoniecznie musi wyglądać tak jak to sobie wyobrażaliśmy.

Od samego początku zostajemy wciągnięci w świat musicalu i zapominamy o regułach, które obowiązują w realnym świecie. Jednak nie jest to klasyczny musical, do jakich przyzwyczaiło nas Hollywood. Tu nikt nie musi być perfekcyjny, sceny taneczne wydają się spontaniczne. Sebastian i Mia to nie Ginger Rogers i Fred Astaire, a jednak to nas nie razi, bo są tacy jak my. Każdy z nas po kilku dniach ćwiczeń byłby w stanie zatańczyć na podobnym poziomie. Zresztą na fali fascynacji filmem wiele szkół tańca w różnych częściach świata stworzyło tematyczne kursy, na których można było się nauczyć tańczyć jak w La La Land. Tak więc po seansie na pewno na długo zapamiętacie kilka wspaniałych piosenek, m.in.: Another Day of Sun, Someone in the Crowd, A Lovely Night, City of Stars, Audition czy nostalgiczny główny temat (Mia&Sebastian Theme). Warto dodać, że wszystkie utwory, które Ryan Gosling grał na fortepianie, naprawdę je zagrał! Zaś występujący w filmie kompozytor i pianista R&B, John Legend, nauczył się grać na gitarze. Zarówno muzyka, jak i pełne barw obrazy wykreowane przez Linusa Sandgrena (Nie czas umierać, Don’t Look Up) hipnotyzują jeszcze długo po wyjściu z kina.

Nie można pominąć czternastu nominacji do Oscara i ostatecznie zdobytych sześciu statuetek (za reżyserią, muzykę oryginalną, zdjęcia, scenografię, dla najlepszej aktorki pierwszoplanowej i za najlepszą piosenkę – City of Stars). Sukces filmu w dystrybucji kinowej jest spektakularny, bowiem produkcja ta na całym świecie zarobiła ponad 450 milionów dolarów przy budżecie wynoszącym zaledwie 30 milionów. Tak więc nie tylko ja zostałem zarażony przez twórców tego filmu i choć dzisiaj mój stan jest stabilny, to jednak nawroty czasem się zdarzają. Oglądajcie bez maseczek, bo w tym przypadku przed La La Land żadna szczepionka Was nie ochroni!

Autor jest historykiem i filmowcem.

facebook
by e-smart.pl