Małżeństwo – czyli sztuka brania i dawania
Anna Magdalena Andrzejewska
„Ach, co to był za ślub…”, a potem „żyli długo i szczęśliwie”. Jednak ślub jest dopiero początkiem długiej, trudnej, żmudnej i wymagającej drogi – drogi dawania i brania. Czy wartej zachodu? Pewnie nie zawsze i nie za wszelką cenę, ale zadbany, udany związek to źródło ogromnej satysfakcji, dobrej samooceny i poczucia bezpieczeństwa u obojga małżonków, a co za tym idzie także ich potomstwa.
W dobie panującego egoizmu, gdzie najważniejszy jest „rozwój osobisty”, „autorealizacja” itp., budowanie związku jest nie lada wyzwaniem, bowiem małżeństwo to podjęcie próby stworzenia nierozerwalnej jedności, przez dwie zupełnie różne osoby.
Jednym z wielu aspektów życia małżeńskiego jest utrzymanie harmonii w sztuce brania i dawania. Branie i dawanie są elementami tego samego koła, żadne z nich nie jest ani lepsze, ani gorsze, a utrzymywanie ich w równowadze spaja i rozwija związek. Dobrze jest zastanowić się nad swoim stosunkiem do brania i dawania, bo ten stosunek wytworzony w dzieciństwie, wyniesiony z domu rodzinnego, ma duże znaczenie w życiu dorosłym. Czy potrafimy dawać bez oczekiwania wzajemności? Czu potrafimy brać bez poczucia zakłopotania? Czy oczekujemy wdzięczności? Czy umiemy być wdzięczni?
Gdy dajemy w poczuciu poświęcania się lub gdy bierzemy w poczuciu „to mi się należy” obdzieramy siebie – a także darczyńcę – z radości przeżywania wdzięczności i satysfakcji. Umiejętność dawania z radością i przyjmowania z wdzięcznością jest miarą naszej wewnętrznej harmonii, która stanowi mocną podwalinę pod budowanie dobrych, zdrowych relacji, a z czasem więzi.
Na początku związku, gdy dużą rolę gra namiętność i intymność dwojga ludzi, następuje między nimi prosta, pełna lekkości wymiana, gdzie żadne z dwojga niczego w zamian nie oczekuje, gdzie oboje czują się napełnieni (oczywiście, jeżeli relacja nie jest toksyczna). Nie ma tu kalkulacji, jest jedynie bezinteresowność i radość z brania i dawania. I nie chodzi tu o rzeczy materialne (choć nimi zakochani również chętnie się obdarowują), lecz o rzeczy – wydawać by się mogło – najprostsze, jak czułość, czas, uważność.
Jednak z czasem ta rzeczywistość traci nieco kolory. Praca, dzieci, codzienność sprawiają, że coraz częściej zaczynamy kalkulować. Jeśli poddamy się tej kalkulacji i nie podejmiemy próby odnalezienia źródeł braku harmonii, jeśli nie wypracujemy ze współmałżonkiem takich rozwiązań, które dadzą obojgu satysfakcję, rodząca się frustracja może doprowadzić do poważnego kryzysu w związku, pojawiają się pretensje, poczucie niesprawiedliwości i wymuszonego poświęcenia.
„Tyram jak wół, a co dostaję w zamian?”
„Ciągle tylko daj i daj!”
„Nigdy nie masz dla mnie czasu!”
„W ogóle mi nie pomagasz!”
Niezwykle ważne, aby już na samym początku związku zdawać sobie sprawę, że nieodłączną towarzyszką życia jest zmiana. Związki się zmieniają, zmieniają się uczucia, zmienia się poziom namiętności i intymności. Dla jakości związku kluczowe są komunikacja i czas. To dwa czynniki, których nigdy nie może zabraknąć. Czas spędzany we dwoje, codzienne rozmowy (także te trudne), uważność na siebie samych i na siebie wzajemnie, szacunek, rozbrajanie na bieżąco „materiałów wybuchowych” w postaci napięć, pretensji, podejrzeń itp., akceptacja zmian i przemijania – to „przepis na sukces”, najlepszy sposób brania i dawania.
Małżeństwo to umiejętne dawanie siebie i umiejętne branie. To oddanie siebie drugiej osobie bez utraty samego siebie. To dbałość o własny rozwój, ale w kontekście bycia razem. To jedność dwojga małżonków, kochanków i przyjaciół. Taki związek daje siłę, poczucie dumy i sukcesu, dlatego warto poświęcać związkowi wiele uwagi, czasu, wciąż podsycać wzajemne uwielbienie, obdarowywać się z miłością, czerpać z siebie, brać wzajemnie i z wdzięcznością.
Autorka jest socjologiem – familiologiem (specjalista ds. rodziny), trenerem, działaczką na rzecz rodziny, jedną z głównych inicjatorów oraz współzałożycieli Związku Dużych Rodzin „Trzy Plus”, była Pełnomocnik Ministra Sprawiedliwości ds. Konstytucyjnych Praw Rodziny.