Strach przed zawarciem związku małżeńskiego
Anna Maria Dubaj
Gamofobia (gr. gámos ślub, wesele, małżeństwo i phóbos strach) – lęk przed zawarciem małżeństwa. Przyczyną mogą być trudności w podejmowaniu ważnych decyzji, połączone z wątpliwościami, postrzeganie partnera jako zagrożenia dla naszej wolności i niezależności. W krańcowej formie może się przejawiać jako ucieczka sprzed ołtarza.
Obecnie problemem wielu Polaków jest obawa przed trwałym związkiem. Psychologowie tłumaczą to tym, że zbyt lansowana jest potrzeba niezależności i samorealizacji. Lęk przed trwałym związkiem w głównej mierze wiąże się z kłopotami w sferze bliskości, a w następstwie odrzucaniem wewnętrznego rozumienia małżeństwa we własnym życiu.
Gamofobia zwykle jest wynikiem niedojrzałości emocjonalnej, nas lub partnera, wiąże się z lękami wynikającymi z obowiązku pełnego zaangażowania się w coś, co tak często nie wychodzi. Napatrzyliśmy się na to we własnych domach i u przyjaciół. Rodzina macierzysta jest naszym wzorcem, jeśli więc nasi rodzice tworzyli złe małżeństwo, to my nie chcemy już tego powtarzać. Boimy się, że albo my, albo partner nie do końca jest osobą, która da nam bezpieczeństwo, miłość i wsparcie.
Często zdarza się, że próbujemy budować małżeństwo bez Boga, a przecież w sakramencie małżeństwa to Jego zapraszamy do naszego związku, czasami niestety tylko na czas ceremonii. Nie istnieją statystyki, które podają dane o odwołanych ślubach. Jest ich około kilku tysięcy w ciągu roku. Ludzie decydują się na ślub ze względu na tradycję, nacisk społeczny i rodzinny. Często nie są jeszcze do niego gotowi. Strach przed nieznanym i odpowiedzialnością nie zniknie, możemy go jednak zminimalizować poprzez uczestniczenie w rzetelnym przygotowaniu przedmałżeńskim. Coraz częściej pojawiają się warsztaty czy rekolekcje dłuższe niż weekendowe, które mają nam pokazać, kim jesteśmy naprawdę i z kim naprawdę planujemy się związać. Jest to czas przyspieszonej psychoterapii, która zdejmuje pewne maski z naszych serc, twarzy i daje nam narzędzia, które umożliwiają prawdziwą rozmowę. W końcu, wchodząc w trwały związek, zamierzamy rozmawiać ze sobą, spierać się i kochać – w założeniu wyjściowym – właśnie do końca życia.
Ksiądz Jan Kaczkowski (1977–2016) mówił: „Trwałe relacje są głęboko zakodowaną tęsknotą każdego człowieka. Im mniejsza trwałość, tym większa tęsknota za nią. Obecnie do osłabienia relacji mocno przyczynia się sposób myślenia, zgodnie z którym szkoda czasu na naprawianie tego, co się ma, bo i tak znajdzie się lepszy model. Czasem podobnie robimy z ludźmi. Bardzo lubię sceny, które rozgrywają się przy łóżku umierającego, kiedy do męża przychodzi żona. Pytam: Zna pan tę panią? No, tak. A kochacie się? Tak. Długo? Już tak będzie z siedemdziesiąt lat. I dopytuję: A to była pana pierwsza dziewczyna, pierwsza miłość? On, zawstydzony, mówi: Tak, i jedyna. A pani się uśmiecha i czerwieni. To jest coś najpiękniejszego, co można po tylu latach usłyszeć. Za każdym razem mnie to wzrusza”.
Obawiając się – często nieświadomie – aby nie ranić innych i samemu nie zostać zranionym, nie angażujemy się głębiej w relacje. Pozostajemy na powierzchni. Dla człowieka, który potrafi znieść życie tylko wtedy, gdy pozostaje na powierzchni siebie samego, jest czymś naturalnym, żeby innym zaoferować właśnie jedynie tę powierzchnię. Nie trzeba się wówczas angażować. Natomiast dobre małżeństwo, to jak „chodzenie po wodzie” – zamyka drzwi egoizmu, a otwiera drzwi altruizmu, oddania i zaufania pomimo. Egzystencja poszerzona zostaje wówczas do przestrzeni, w której bezustannie trzeba się ujawniać – a zatem jesteśmy zmuszeni, żeby wciąż zaglądać w głąb. Możemy unikać niechcianych konfrontacji, czy to z sobą, czy to z kimś innym, a jednocześnie nigdy nie doświadczymy „chodzenia po wodzie”.
Autorka pracuje jako psychoterapeuta w nurcie psychodynamicznym, pomagając osobom dorosłym i dzieciom w radzeniu sobie z życiem oraz w dostrzeganiu przez nich samych ukrytego w nich piękna. Żona i mama nastolatka.
Zdjęcie ilustracyjne/Pixabay.com